Kolki
Jak zapewne wiecie, mam dwie córki. Marysia ma 6 lat, a Julka niespełna 3. Ostatnio rozmawiałam z koleżanką, która została mamą zdrowego synka. Niestety maluszek ma kolki. Nie jakieś ogromne, ale popłakuje, bo boli go brzuszek. Zwróciła się do mnie z prośbą o pomoc, bo ja z moją Marysią przechodziłam prawdziwą gehennę. Postanowiłam i z Wami podzielić się swoim doświadczeniem w tej sprawie, może ktoś wykorzysta moje rady. Zapraszam do poczytania o tym jak radziliśmy sobie z kolką niemowlęcą
Mit
Jak radziliśmy sobie z kolką niemowlęcą? Przede wszystkim, chciałabym obalić jeden z powszechnych mitów, że kolka niemowlęca zaczyna się około 3 tygodnia życia. Nam towarzyszyła praktycznie od samego początku. W momencie kiedy usłyszałam pierwszy krzyk Marysi, tak był z nami obecny przez ponad 5 miesięcy. Dobrze czytacie, walczyliśmy z tym paskudztwem dokładnie 5,5 miesiąca. Było cholernie ciężko, czasami brakowało sił i pomysłów. Czasami z bezsilności człowiek płakał razem z dzieckiem. Jednak żyliśmy nadzieją, że pewnego dnia to się po prostu skończy. Czekaliśmy na ten moment jak na zbawienie. W końcu on nadszedł, jednak zanim to się stało, wykorzystaliśmy chyba wszystkie dostępne metody walki z kolką niemowlęcą.
Co na kolkę?
Na polskim rynku dostępnych jest kilka preparatów, które mają ulżyć dziecku podczas ataku. Od razu Wam powiem, że jeżeli kolka jest na prawdę mocna, to te preparaty nie zlikwidują jej kompletnie. Może trochę ulżą, jednak nie oczekiwałabym cudów.
Marysia zaczynała płakać popołudniu, około 17. Przestawała różnie, czasami o 22 a czasami o 1 w nocy. Zresztą, to nie był zwykły płacz, raczej przeraźliwy krzyk, którego nic nie mogło ukoić. W internecie, aż roi się od pomysłów jak z tym walczyć. Jednak w naszym przypadku NIE POMOGŁO NIC !!! Absolutnie żadne „dobre rady” nie przyniosły oczekiwanych skutków.
Na początku karmiłam piersią, ale z dnia na dzień było co raz gorzej, już nie wiedziałam co mogę jeść a co nie. U pediatry byliśmy co kilka dni. Robiliśmy szereg badań, wykorzystaliśmy wszelkie możliwości. W końcu lekarz przepisał NUTRAMIGEN. Podawaliśmy go z nadzieją, że w końcu coś ulży cierpieniom naszego dziecka. Niestety, nasze nadzieje okazały się złudne.
Jedyna rzecz, która choć na chwilę przynosiła ukojenie to SUSZARKA DO WŁOSÓW, dzięki niej mogliśmy chociaż przez moment odpocząć. Wykorzystywaliśmy ją, kiedy brakowało już sił i pomysłów. Wystarczyło włączyć, a szum powietrza uspokajał Marysię. Nie którzy gorącym powietrzem ogrzewali brzuszek dziecka, jednak ja bym tego nie polecała, bo można poparzyć maluszka.
Kropelki
Wszystkie preparaty, które zawierały w sobie SIMETIKON okazały się nie skuteczne. A próbowaliśmy na prawdę wiele. Począwszy od infacolu, przez bobotic, po niemieckie sab simplex i lefax. W międzyczasie oczywiście były jeszcze inne, ale jakoś nazwy nie utkwiły mi w pamięci. Standardowo była woda koperkowa i herbatki, wszystko na nic.
Najbardziej tak naprawdę po za suszarką ulgę przynosił masaż brzuszka. Żadne gorące pieluszki czy kąpiele nie dawały efektu.
Pewnego dnia trafiliśmy do bardzo miłej Pani doktor, która zaproponowała nam kropelki BIO GAIA. Zaczęliśmy je podawać i w sumie one przyniosły dużo dobrego. Kolki jakby się zmniejszyły (ale wciąż były) a Marysia robiła się po nich spokojniejsza. Tak na prawdę jednak, zastanawialiśmy się na ile krople pomogły, bo być może to był już ten czas, że kolki same ustępowały.
Jak radziliśmy sobie z kolką niemowlęcą
Podsumowując, co nam pomogło i co polecamy:
– suszarka do włosów
– kropelki bio gaia
– masaż brzuszka
Trochę płaczu i po krzyku
Kiedyś usłyszałam od koleżanki, że kolka to nic strasznego. Dziecko trochę popłacze i przestanie, dużo dzieci na to cierpi. Ja powiem tylko jedno, nie życzę nikomu, aby musiał przechodzić przez kolkę niemowlęcą. Nie życzę nikomu, aby musiał patrzeć na to jak dziecko cierpi i nie móc mu pomóc, to jest straszne. Dobrze, że to mija (w miarę szybko) i Maluszek o tym nie pamięta. Wszystkim którzy obecnie borykają się z tym problemem, życzę przede wszystkim wytrwałości.